Please zoom in to see all the photo icons along our track.

Day 45 - 19 Jan.2012 - Puerto San Julián


Last night some strong winds drove through the valley shaking our tent well. It was an interesting experience as the winds came in gusts. You could hear the wind gust approaching and then it went through rattling at the tent vigorously. After some seconds the noise was gone and a couple of minutes later the same spectacle. I had a look outside and to my surprise it was a clear night with a star sky. It looked promising to have better weather in the morning and indeed we awoke to sunshine with blue sky.
So far we have camped 12 nights and most of it at different campings. The campsites are normally fine with some of them such as in Lago Roca or Ushuaia offering very beautiful settings. The facilities like showers, WCs etc can be good, bad or ugly. The one today at the Estancia Riconor combined the two extremes. Located in the beautiful valley, surrounded by mountains with a glimpse towards the shark-tooth looking summit of Fitz Roy and the showers and WCs you rather skip. Given the weather was really nice, we had a quick breakfast, skipped the shower and went for a 3hrs walk to Lago Capri where you can have a nice view of the dramatic range of Fitz Roy. Some call this place the mountaineering Mecca of Argetina.
We left El Chaltén at 1 in the afternoon with the ain to go to Bajo Caracoles. We thought to fill up the car with diesel before leaving but the only petrol station in town run out of diesel some time ago and could not tell us when to get new supply.
We set off direction Tres Lagos where the next petrol station is. But there the same story, no diesel or petrol and no clear idea when new supply would arrive. Next to the petrol station we met an Argentinean couple, which was in the same situation than we were. They told us that in Governador Gregores, some 180 km away, is a petrol; station which might still have diesel, but suggested to call first. We went into the village centre to find a phone box as no cell-phone network was available. The only public phone was at the police station but that was broken. The policeman on duty was kind enough to make some phone calls for us to check if the petrol station in Governador Gregores still has diesel. The answer was no, although he asked for fuel in general and not in particular for diesel.
We found it too risky to try and decided to drive back to the east coast to meet the Ruta 3 where there was definitely diesel available. To get there we took the road 288, some 160 km of dusty gravel road and the last 60 km of new tarmac. At the next best opportunity of a shady place we stopped and filled the 20 litre diesel into our tank and drove off. We had this 20 litre jerry can of extra diesel just in case and it probably saved us a couple days of delay. Driving across the country west to east, you definitely meet less cars than in the north-south direction. On the 200 km we met only 5 cars.
We arrived at the long awaited petrol station at 7 PM and filled up our car with diesel. We have been there before on our way south and thought of going back to the camping municipal in Puerto San Julián some 120 km north. Driving on the asphalt road with the thought of having enough petrol stations on the way is a relieving thought. We arrived at the campsite and the couple, which run it, recognised us immediately. Happy, tiered and extremely dusty, we firstly went to have a shower and then put up our tent and decided to be lazy and went for dinner instead of cooking ourselves.
What a day!
______________________________________

Dzień 45 – 19 stycznia 2012 – Puerto San Julián


Ostatniej nocy dolinę przeszyły silne wiatry i nieźle potrząsły naszym namiotem. Ciekawym zjawiskiem było to, że były to porywy wiatru, a nie ciągły wiatr. Można było wyraźnie słyszeć nadciągający wiatr, który po chwili dość mocno potrząsał naszym namiotem. Po kilku sekundach cisza, a potem ten sam scenariusz. Wyjrzałem na zewnątrz i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem bezchmurne, rozgwieżdżone niebo. Wróżyło to dobrą pogodę na jutro i rzeczywiście rankiem obudziło nas słońce na błekitnym niebie.
Jak dotąd spaliśmy pod namiotem 12 nocy i w większości na różnych polach namiotowych. Campingi są w większości OK, a niektóre jak w Lago Roca czy Ushuaia, z malowniczą lokalizacją. Prysznice, WC itd mogą być dobre, takie sobie, bądź okropne. Dzisiejsze pole namiotowe w Estancia Riconor oferowało dwa extrema. Położone w pięknej dolinie, otoczone górami z widokiem na ostry jak ząb rekina szczyt Fitz Roy i prysznice, które lepiej ominąć szerokim łukiem. Ponieważ pogoda była bardzo ładna, zjedliśmy szybkie śniadanie, ‘ominęliśmy’ prysznice i poszliśmy na 3 godzinny spacer po górach do Lago Capri, skąd ma się super widok na Fitz Roy i sąsiednie masywy górskie. Niektórzy nazywają to miejsce argentyńską Mekką wspinaczki wysokogórskiej.
Wyjechaliśmy z El Chaltén o 13:00 z zamiarem jazdy do Bajo Caracoles. Pomyśleliśmy, że zanim wyruszymy zatankujemy paliwo, ale w jedynej stacji benzynowej w miasteczku paliwo skończyło się już jakiś czas temu i nie mogli nam tam udzielić informacji kiedy będzie kolejna dostawa. Udaliśmy się do Tres Lagos, gdzie znajduje się najbliższa stacja. Jednak i tam ta sama historia, skończyła im się i benzyna i diesel i nikt nie wiedział kiedy będzie kolejna dostawa. Niedaleko stacji benzynowej spotkaliśmy parę Argentyńczyków, którzy byli w tej samej sytuacji co my. Powiedzieli nam, że w miejscowości Governador Gregores, jakieś 180km dalej, jest stacja, która może mieć paliwo, ale zasugerowali, że lepiej zadzwonić i się dowiedzieć. Udaliśmy się do centrum Tres Lagos, żeby znaleść budkę telefoniczną, jednak nic z tego. Jedyny telefon publiczny znajdował się w komisariacie policji, ale i ten nie działał. Dyżurujący policjant był dość miły i wykonał kilka telefonów do Governador Gregores żeby dowiedzieć się czy mają tam jeszcze paliwo. Odpowiedź była negatywna, choć pytał się ogólnie o paliwo, a nie o diesel.
Uznaliśmy, że nie będziemy ryzykować i zdecydowaliśmy się pojechać na wschód, gdzie na Ruta 3 mieliśmy gwarancję, że na bank będą mieli paliwo. Żeby tam dojechać ruszyliśmy trasą 288, jakieś 160km drogi kamienistej, kurzącej się drogi i ostatnie 60km już asfaltowej. Przy najbliższej okazji zatrzymaliśmy się w zacienionym miejscu, żeby zatankować nasze 20 litrów paliwa, które mieliśmy w karnistrze tak na wszelki wypadek, i ruszyliśmy w trasę. Te zapasowe 20 litrów uratowało nas przed prawdopodobnie parodniowym postojem. Jadąc z zachodu na wschód można zaobserwować, że ruch na drodze jest zdecydowanie mniejszy niż z północy na południe. Przez jakieś 200km minęliśmy tylko 5 samochodów.
Dojechaliśmy do długo wyczekiwanej stacji benzynowej około godziny 19:00 i w końcu zatankowaliśmy. Ponieważ już tą trasą jechaliśmy w drodze na południe, postanowiliśmy ponownie pojechać na pole namiotowe w Puerto San Julián, jakieś 120km na północ. Jazda po asfalcie, ze świadomością, że po drodze mamy wystarczająco stacji benzynowych była naprawdę ulgą.
Dojechaliśmy na camping i para która tam pracuje od razu nas rozpoznała. Szczęśliwi, zmęczeni i super zakurzeni najpierw wskoczyliśmy pod prysznic, a dopiero potem rozstawiliśmy namiot. Ponieważ byliśmy za leniwi, żeby cokolwiek gotować poszliśmy do pobliskiej restauracji. Co za dzień!

Your Comments:







Make e-mail private   Make message private